#45 Kiedyś to było: O tym, jak Trials X przegoniło Liroya


źródło: Trials X Facebook

W Polsce przyjęło się stwierdzenie, że Liroy jest ojcem rapu, a co najśmieszniejsze, że wydał pierwszą w kraju hip-hopową płytę. Sorry Panie Liroy, ale chłopaki z Trials X byli pierwsi!



Trudno zliczyć wszystkie ekipy powstałe w latach 90. grające rap, ponieważ duża część z nich stała się jedynie kapelami z jednym trackiem na koncie, który nawet nie stawał się hitem. Za to na palcach można wymieniać zespoły, które zapisały się na kartach historii i pamiętamy je do dzisiaj: Slums Attack, Kaliber 44, Wzgórze Ya-Pa 3 czy przehajpowana kariera Liroya, ale dlaczego nikt nie zna składu Trials X? Analizując sytuację na scenie w tamtych czasach, od razu na myśl przychodzi nam debiut kieleckiego rapera i ogromny sukces „Alboomu”  w 1995 roku. Niewątpliwie był to boom na raczkującym rapowym podwórku, który przyćmił inne zespoły. Osiągnięcie Liroya zabiło wieść o pierwszym albumie Wzgórza Ya-Pa 3, który ekipa wydała miesiąc wcześniej przed premierą „Alboomu”. Jednak to nie koniec absurdów. Warszawski zespół Trials X  swoją pierwszą kasetę nagrał w 1991 roku (rok wcześniej od „East On Da Mic” Liroya), a pierwszy album niespełna dwa miesiące przed Wzgórzem Ya-Pa 3. Jednak mimo prób promocji płyty zostali zepchnięci na bok przez rosnącą popularność „ojca rapu” podobnie jak Wzgórze, które u boku Liroya nie zyskało zbyt wiele. Frustrację podwaja fakt, że teksty kieleckich raperów były do bólu przesiąknięte amerykańską gangsterską lub upalonym klimatem Cypress Hill, czyli klimatem, którego w rapie było pełno. Trials X skłaniali się raczej ku spokojnym rytmom szczególnie w singlu „Czujee się lepiey”, a nieprzekombinowany tekst przetrwał próbę czasu, bo niewątpliwie stał się sztandarową nawijką o pogodzie w polskim rapie. Kluczem do odbioru numeru okazały się pozytywne, beztroskie rymy. Niestety wykonanie i klip nie oddawały już tej energii, a jedynie utwierdzały w przekonaniu, że największą bolączką w tamtych latach była polska fonografia, która z dzisiejszej perspektywy rozbawia do łez. No, bo jak tu się nie śmiać, kiedy do kawałka o pogodzie zmontowano teledysk pokazujący dwóch smutnych panów szlajających się po opuszczonej kopali i obskurnych rurach kanalizacyjnych z pistoletem w ręku? Na tle fonograficznego gwałtu na Trials'ach zdecydowanie wypada Liroy z wesołym obrazkiem do „Scobiedoo Ya”, ale czy jest to wystarczający powód, żeby mianować go prekursorem rapu w Polsce? No cóż w latach 90. każdy miał swoją „prawdę, cel i przesłanie” do przekazania, ale tylko warszawskiemu zespołowi udało się to zrobić w oryginalny sposób, co wystarczy na nazwanie Liroya co najwyżej ojczymem polskiego rapu.  

You Might Also Like

0 komentarze