źródło: archiwum bohatera wywiadu |
Z okazji premiery płyty „Kod Konami” 34-letniego Pawła Skiby pogadałam z nim o głównym przesłaniu jego albumu, poruszając kwestię chodzenia w życiu na skróty. Nie zabrakło dywagacji na temat czy „jesień życia” to odpowiednie określenie dla rapera „starej gwardii” oraz pogadanki o losie trzydziestoletnich facetów nie tylko w muzyce...
Wrzuć Na Rap: Jesień zawitała na
dobre i wraz z nastaniem tej pory roku ludzie przeżywają stany
depresyjne. Miewasz takie chandry?
Skibot: Nie lubię tej pory roku.
Wprawdzie możemy cieszyć się tzw. złotą polską jesienią,
wspaniałymi kolorami drzew, ale mnie jesień, choć w tym roku
przypomina bardziej lato, kojarzy się z zimnem, krótkim dniem i
świętem zmarłych. Zdecydowanie wolę zimę, bo po niej przychodzi
wiosna. Mimo wszystko nie odczuwam huśtawek nastrojów.
Nie przypadkowo nawiązałam do pogody
za oknem, ponieważ ostatnio uzmysłowiłam sobie, że młode osoby
spoglądają na raperów po trzydziestce, określając ich jako
„zużytych”. Pawle czy ty jako 34-letni hip-hopowiec uważasz, że
wkroczyłeś w etap „jesieni życia”?
W „jesień życia” wkroczę
dopiero, wtedy gdy powiem mi o tym lekarz (śmiech). Czy raper po
trzydziestce jest już „zużyty”? Nie wydaje mi się, aby mogło
tak być. Myślę, że chodzi tu o coś innego. Raperzy w tym wieku
to pokolenie, które dorastało, słuchając takich zespołów jak
Molesta Ewenemanet, Trzyha, Wzgórze Ya-Pa 3 itp. i to właśnie te
składy ukształtowały ich styl. Dzisiaj młodzież słucha rapu
diametralnie innego pod względem brzmienia, flow, bitów. Jednak
taka jest kolej rzeczy. Hip-hop trafia do młodych osób, które
lubują się w tym, co popularne, więc dla nich „stara gwardia”
wydaje się nieaktualna. No, ale powiedzmy sobie szczerze, czy mając
34 lata, ma się te same przemyślenia co nastolatek? Raczej nie,
więc dlaczego miałby go interesować mój przekaz? Sokół dobrze
to podsumował w kawałku „Chcemy być wyżej”, nawijając „jeszcze nie zgred, już małolat”, a on sam nie wygląda na
„zużytego”, a stuknęła mu już czterdziestka.
Jeszcze ciekawszym spostrzeżeniem jest
to, czasami to sami raperzy dołują się faktem bycia facetem po
trzydziestce, który na dodatek rapuje. Pytanie skąd takie
podejście?
Nie znam takiego podejścia. Mam
wspaniałe dorosłe życie, super rodzinę, stabilną sytuację, a po
godzinach odpalam sprzęt, robię bity i nagrywam numery. Co lepszego
mogło mnie spotkać w życiu? Mając te trzydzieści lat, wkracza
się w etap, w którym realizuje się swoje życiowe marzenia.
Niestety tutaj wychodzi na jaw ludzka zazdrość i zawiść, ponieważ
komuś się coś udało. Mam wrażenie, że niektórzy trochę się
wstydzą, że w tym wieku, zajmują się rapem, bo przecież wszyscy wokół są „wbici w ramę”. Według mnie stabilizacja nie równa
się z porzuceniem swoich pasji. Są tacy, którzy zrobili to z
lenistwa, z braku czasu lub bez konkretnego powodu i kiedy wśród
nich pojawia się człowiek, który ma wszystko ogarnięte w życiu i
spełnia się w tym, co lubi, nie pozostaje nic innego, jak
wytknąć go palcem, nazwać dziecinnym i stwierdzić, że marnuje
czas.
Na polskiej rap scenie nastała moda na
promowanie głównie siebie. Przykładem może być Taco Hemingway,
który buduje swoją karierę, opowiadając słuchaczom o swoich
obawach związanych z przekroczeniem trzydziestki albo dzieli się
przemyśleniami na temat rap sceny w kontekście swojej persony.
Popierasz takie działania i jak oceniasz aktualne trendy w rapie?
Jeśli chodzi o promowanie siebie, to
jest to raczej wymóg niż moda. Jeżeli chcesz zostać zauważonym,
musisz rozpychać się łokciami, no, chyba że jesteś geniuszem i
twoja muzyka broni się sama, zdobywając słuchaczy w szybkim
tempie. Rap nie jest muzyką, która wymaga wielkich nakładów
finansowych i wiedzy, aby zacząć. Kilkanaście lat temu, żeby
nagrać dobrze brzmiący kawałek, trzeba było wybrać się do
studia, a teraz wystarczy wydać kilka stówek na sprzęt do home
recordingu. Z jednej strony to duża wygoda, bo wszystko można robić
od początku samodzielnie w wolnym czasie, ale z drugiej strony nie
uczy to pokory i powoduje, że do sieci przedostaje się wszystko, co
otagowane jest jako rap, hip-hop, nielegal czy trap. Jeśli chcesz
posłuchać nowości, to giniesz w dużej ilości nagrań o różnej
jakości i zaawansowaniu. Jeżeli chodzi o trendy, to na scenie
zaczyna działać konflikt pokoleń, bo na trzydzieści kawałków
czasami zdarzy się jeden, który przykuje moją uwagę. Ostatnio na
Spotify słuchałem jakąś playlistę z nowościami i przełączyłem
chyba z dwadzieścia numerów, bo każdy był w tym samym stylu, a
raperzy nawijali z pomocą autotunera, którego osobiście nie
cierpię. Nie rozumiem tych kawałków, ale tak jak młodzież nie do
końca pojmuje „starą gwardię”, tak ja nie muszę kochać
nowego stylu. Mimo wszystko nie trzeba go skreślać, bo będzie on
ewoluował. Na szczęście są jeszcze starzy wyjadacze, którzy
wciąż robią dobre rzeczy.
Słuchając Twojej płyty „Kod
Konami”, miałam wrażenie, że przeniosłam się w czasie,
ponieważ jest to dobry oldschoolowy materiał, który nijak ma się
nawet do podziemnych projektów, które często tracą na
autentyczności. Odniosłam wrażenie, że „Kod Konami” to kubeł
zimnej wody dla raperów, którzy za wszelką cenę chcą pójść na
skróty. Dobrze zrozumiałam?
Nie chodzi tylko o raperów, ale
również o to, że pójście na skróty nie zawsze musi dać
korzyść, może być pozornie atrakcyjne. Poza tym, jeśli robisz
coś niezgodnie z zasadami, najprawdopodobniej ktoś przez Ciebie
cierpi, a życie to nie gra komputerowa, którą można przechodzić
wielokrotnie lub przy pomocy kodu trochę oszukać. Tu za wszystko
ponosi się konsekwencje. Największą satysfakcję ma się dopiero
wtedy, gdy wszystko robi się zgodnie z zasadami. Raperów też to
dotyczy. Można wydać fortunę na dobre studio, znaleźć
producenta, który zrobi takie bity, że wyskoczysz z butów, ale co
z tego, jeśli nie ma nic ciekawego do powiedzenia?
Na albumie poruszasz tematy, które są
już znane w środowisku hip-hopowym dla przeciętnego słuchacza.
Interesuje mnie główny powodów, dlaczego zdobyłeś się na
nagranie płyty. Wynika to z silnej potrzeby pokazania życia
34-letniego rapera?
Kawałków rapowych jest tak dużo, że
trudno po raz kolejny nie przejść koło tego samego tematu. Płytę
nagrałem, bo taką miałem ochotę. Po latach układania sobie życia
tak by znalazło się w nim miejsce na pasję, w końcu doszedłem do
tego etapu, że realizuję swój plan i chcę to zrobić jak
najlepiej. Oprócz tego, moim marzeniem od zawsze, było wydanie
swojego materiału na winylu. Nie nagrywam dla dużej wytwórni, a
wydanie minimalnego nakładu na płycie analogowej to spory koszt,
dlatego do niedawna było to dla mnie nieosiągalne. Musiałem
poczekać na „lepsze czasy”, które umożliwiły mi poprzez nowe
technologie przygotowanie płyt winylowych „na sztuki”. W końcu
udało się to zrobić i album „Kod Konami” prócz kompaktu, jest
już na wosku.
Na koniec chciałabym zapytać jakie są
Twoje plany na przyszłość? Zaskoczysz słuchaczy jeszcze w tym
roku?
Jeśli mam zaskoczyć to na pewno nic
na ten temat nie powiem (śmiech). Chciałbym zagrać kilka koncertów
i na tym chcę się teraz skupić. Chodzi mi po głowie też kilka
pomysłów na nowe numery, ale do tego jeszcze daleko.
Życzę Ci samych sukcesów na scenie!
Korzystaj z ostatnich podmuchów ciepła, czerpiąc nowe inspiracje
pomoce przy tworzeniu muzyki. Pozdrawiam serdecznie!
Dziękuję za wywiad!
1 komentarze
Przyjemnie się czytało. Do tego merytoryczne i obiektywne przemyślenia Skibota na temat starej/nowej szkoły. Klasa!Dobry wywiad!
OdpowiedzUsuń