#54 Kiedyś to było: Przełomowe kawałki w polskim rapie (1998) cz.3
- lutego 10, 2019
- By Izabela Chmiel
- 0 Comments
![]() |
źródło: Dustyroom.pl (na zdj. Mistic Molesta) |
Dla mnie 1998 rok to początek tzw. złotej ery w polskim rapie, bo to właśnie 21 lat temu wyszła najważniejsza płyta dla hip-hopowego środowiska – „Skandal”. DJ 600V postanowił „zjednoczyć” polskich raperów, dzisiejsi weterani sceny zaczęli budować swoją reputację, a Fokus „Smok” zjadł wszystkich...
Thinkadelic – „Jesteś lekiem na całe zło”, płyta „Lek”
O zespole Thinkadelic wspominałam już w zestawieniu o przełomowych kawałkach w latach 1996-1997 biorąc na tapetę utwór „Ja jadę” z Kalibrem
44. Tak na dobrą sprawę debiut łódzkiej ekipy nie mógł się nie udać, bo jeżeli
potrafi robić się takie utwory jak „Jesteś lekiem na całe zło” wykorzystując
chwytliwy kawałek sprzed kilkunastu lat, to efekt musiał wyjść pozytywny.
Słuchając odświeżonych szlagierów trudno nie tupać nóżką i podśpiewywać sobie
pod nosem, więc decyzja o nominacji do nagrody Fryderyka w kategorii „Album
roku – rap & hip-hop” nie powinna dziwić nikogo. Album „Lek” okazał się
dobrym krążkiem, który nieco wyprzedził swoje czasy i stał się małą zapowiedzią
tego, co na rapowym podwórku wydarzy się później.
Wzgórze Ya-Pa 3 feat. Warszafski Deszcz – „Mam tak samo jak ty”, płyta „Ja mam to co ty”
Połączenie kieleckich scyzoryków z warszawskim trio nie
mogło dać innego efektu jak porządnego klasyka, do którego z chęcią wraca się
po latach. „Mam tak samo jak ty” to bezbłędny kawałek, który szybko wpada w
ucho, a sampel z utworu Czesława Niemena dodaje tylko uroku całości. Wzgórze płytą
„Ja mam to co ty” po raz kolejny udowodniło swoje miejsce na scenie, a Tede z
Numerem zaprezentowali swoje możliwości, które w pełni pokażą na pierwszym
albumie już rok później.
Stare Miasto – „Jak się poruszać po mieście”, płyta „Stare Miasto”
Stare Miasto to rap dla grzecznych dzieciaków, a
przynajmniej taka łatka do ich twórczości przyległa zaraz po premierze
debiutanckiego albumu. Singiel „Jak się poruszać po mieście” rozniecił burzę,
bo wersy pokroju „przed sobą puszczam staruszkę, bo tak wypada” nijak nie wpisywały
się w reguły, jakie ówcześnie panowały w rapowym środowisku pełnym agresji,
zła, ulicznych mądrości i mówienia o biedzie, jaka dotyka młodych ludzi. Nawijka o tym, jak chodzić po mieście, a nie
w nim przeżyć dla niektórych była pretekstem, że stawiać chłopaków z ekipy w
niekorzystnym świetle. W rzeczywistości jednak Stare Miasto pokazywało, że rap
bez przekleństw, z pozytywnym akcentem bez patologicznych kadrów może istnieć,
ba i zaistniał! Kawałek nadal potrafi bujać, bo beat robi tu dużą robotę, a
naiwny, gówniarski rap sprawdza się do dzisiaj podczas podróży po każdym
mieście.
Nagły Atak Spawacza – „Uve Kolarz”, płyta „Ninja Commando 5”
Po poważnym albumie „Psychedryna’97” Nagły Atak Spawacza
wrócił do robienia rapu na żarty i rozprawianiem się z biesiadnymi hitami, nagrywając na alkoholowo-narkotykowym ciągu. Trzeba przyznać, że usilne
śpiewanie i prymitywne historyjki z perspektywy czasu stały się trudne do
przesłuchania nawet w stanie nieważkości, ale mają w sobie jakąś głębię nawet z
gamą udziwnień, niezrozumiałych metafor na kradzionych beatach. Kto choć raz usłyszał
„Uve Kolarza”, to wie, jaki jest to infantylny utwór, pozbawiony wszelakich
hip-hopowych reguł i zasad. Po prostu, kto raz posłuchał poznańskiej ekipy, jego
życie nigdy nie będzie już takie samo…
DJ 600V feat. Warszafski Deszcz – „Letnia miłość”, płyta „Produkcja Hip-Hop (Jasna Strona)”
„Letnia miłość” to wakacyjny banger, bez którego nie
obejdzie się żadna rapowa impreza! Jeden z największych hitów polskiego hip-hopu,
potwierdzał zarówno pozycję DJ-a 600V, jako producenta, który potrafił dla
każdego zrobić funkcjonalny beat, jak i warszawskiego duetu, który miał
predyspozycje do robienia przebojów w dowolnym stylu. Za fenomen „Letniej
miłości” odpowiada tekst momentalnie wchodzący do głowy, z którym może
utożsamić się słuchacz. Pewnie wiele osób miało problemy na parkiecie, o czym
nawija Tede „Chociaż już blisko, spierdoliłem wszystko/ Tylko dlatego, że nie
umiem tańczyć disco” albo swoją wakacyjną miłość bez zobowiązań. W tym numerze
nie brakuje też smaczków typu „zaskoczony z zaskoczenia” i klimatu końcówki lat
90. Mimo tylu lat „Letnia miłość” jest wciąż świeżą pozycją z tak ogromnym
współczynnikiem przebojowość, że nawet zimą siedząc pod kocem, ma się ochotę
zacząć tańczyć. I pewnie dlatego DJ-e do tej pory chętnie grają ten kawałek na
rapowych balangach.
Mistic Molesta – „Wiedziałem, że tak będzie”, płyta „Skandal”
Ten album to pozycja kultowa i wręcz obowiązkowa dla każdego
szanującego się hip-hopowca, a „Wiedziałem, że tak będzie” to jedno z tych
nagrań, dzięki którym „Skandal” przeszedł do historii. Fenomen tego utworu tkwi
w autentycznych linijkach Vienia i Włodiego, którzy opowiedzieli o swojej
codzienności, ale w tak przekonujący sposób, że chętnie do tego numeru się
wraca. Nie ma co się dziwić, że nawet po ponad 20 latach artyści chętnie cytują
fragmenty „Wiedziałem, że tak będzie”, a debiut Mistic Molesty uznają za jeden
z najważniejszych w dorobku polskiego rapu.
Kaliber 44 – „Film”, płyta „W 63 minuty dookoła świata”
Po wielkim sukcesie „Księgi Tajemniczej. Prolog” zespół
postanowił porzucić mroczną stylistykę dla zabawy słowem. Część odbiorców
zarzucała ekipie, że nagrał on „rymy dla rymów”, które nijak miały się do
wyładowanego poważnymi treściami debiutu z 1996 roku. Jednak mimo swojej
lekkości płyta zachęcała do siebie przyjemnymi podkładami i abstrakcyjnymi
metaforami, pokazując trzech różnorodnych gości za majkiem. Singiel „Film” stał
się nie tylko arcyciekawą wędrówką przez następujące wersy w rytm chilloutowego
beatu, ale zapewniła dużą popularność zespołowi sięgającą ponad hip-hopowe
środowisko nawet do rozgłośni radiowych. Taki album był potrzebny nie tylko
Kalibrowi 44, aby odpocząć od psychodelicznych dźwięków, ale także
hip-hopowcom, żeby pokazać im, że słowem można operować w ciekawy sposób
niekoniecznie mówiąc o patologii i biedzie. Ten krążek jest wyważonym materiałem, bo nie brakuje tutaj talentu Magika, charyzmy Joki i bawiącego się słowem Abradaba. Niestety druga płyta Kalibra 44 wiąże się też z odejściem Magika z zespołu, który pokaże na co go stać nieco później...
Grammatki – „Moja historia”, demo „EP”
„Moja historia” to wyciskacz łez, kawałek zmuszający do
refleksji na beacie przepełnionym emocjami. Debiut zespołu Grammatik był
nie tylko przełomowy, ale i fenomenalny z racji tego, jaki przekaz i charakter
za sobą niósł. Trzeba przyznać, że „EP” było wtedy „rodzynkiem” na rapowym
podwórku przytłamszonym przez masę osiedlowych produkcji. Tego materiału nie
dało porównać się do niczego, co już było na scenie, bo ani Stare Miasto, ani
po części Thinkadelic lub Edytoriał nie potrafili stworzyć
klimatu, jaki zaprezentował Grammatik. Niedawno wyszła druga część „Mojej
historii” tym razem w wykonaniu Jotuze, którego zwrotki zabrakło 20 lat
temu. Media donosiły, że to ostatni w karierze numer spod szyldu Grammatika,
ale kto wie, czy zespół nie będzie kończył działalność tyle razy, co Eldo…
Miejmy taką nadzieję, bo z przyjemnością wraca się do takich numerów!
Killaz Group – „Prawdziwość dla gry”, płyta „Prawdziwość dla gry”
Jeżeli miałabym opisać trzema słowami ekipę Killaz Group,
to wymieniłabym śmiałość, desant i brawurę. Dlaczego? Kawałek „Prawdziwość dla
gry” to po pierwsze utwór, który miał pokazać pewność siebie. W głównej mierze
to właśnie ona pozwoliła zaistnieć zespołowi nie tylko w lokalnej społeczności.
Pewnie nawijający raperzy brzmieli autentycznie, a ich agresywna nawijka
utwierdzała słuchacza w przekonaniu, że wiedzą, o czym nawijają. Kluczem do
sukcesu okazał się też zmysł do ataku treściami, które opierały się na
popularnych trendach, a w połączeniu z zaskakująco silnymi stylami
chłopaków ze składu i mocnymi metaforami dawały dobry odsłuch. Oczywiście w tym
kawałku nie brakowało opowieści rodem z gangsterskiej Kalifornii, które nie
przekonały każdego, ale ostatecznie spotkało się z życzliwym przyjęciem w magazynie
„Klan”.
Centrala Katowice – „Reprezentowice”, składanka nr 5 „Klan”
W piątym numerze magazynu „Klan” zagościło parę ważnych
utworów z potencjałem, ale najmocniejszą rzeczą okazał się numer
„Reprezentowice”. Centralę Katowice tworzyli m.in. członkowie ekipy Gie–Gie,
Mikroforte CeKa i Magik, który opuścił szeregi Kalibra 44. Śmietanka śląskiej
sceny stworzyła kawałek, który do dziś buja za sprawą samplingu, dudniącego basu
i melodyjnego stylu Magika. Nie ma co się dziwić, że inni artyści sięgali po
ten numer i wykorzystywali go. Fragment wokalu Jajonasza znalazł się na „EP”
Grammatika w skicie „Południe”, a wersy Magika posłużyły raperowi HST na poczynienie
aluzji w kawałku „Proste” na swoim debiucie.
Wilku i Bilka – „Na Krawędzi”, kompilacja „Hiphopowy Raport Z Osiedla W Najlepszym Wykonaniu”
Trzeba się zgodzić, że atmosfera składanek z końca lat 90.
ubiegłego wieku jest niemożliwa do otworzenia i pewnie ma to swoje plusy i
minusy. Jednak prawie każdą oldschoolową głowę powinno ucieszyć wspomnienie
o „Hiphopowym Raporcie Z Osiedla W Najlepszym Wykonaniu” – składance pełnej
historii o polskim rapie. Można tutaj gadać o robocie, jaką odwalił DJ 600V i
przekroju rapu, jaki na niej się znajduje od Piha, Małolata, który
naprawdę był małolatem, Chady w solowym kawałku „Cokolwiek” po ZIP Składową
petardą „Nie warto”. Jednak wisienką na torcie jest tutaj wczesny numer Hemp Gru w
składzie WWDZ i Bilka na bicie rodem z nowojorskich ulic.
Sprawdzając „Na Krawędzi”, dopada nostalgia, zaczynając od klasycznych
cytatów zapętlanych w rytm mobbdeepowych dźwięków, kończąc na
nawijce Bilki (Bilona), którego głos przypomina, że czas zdecydowanie
za szybko płynie. Czyż to nie było piękne?
Paktofonika – „Powierzchnie tnące”, płyta „Kinematografia” (2000)
Podobno ten numer został napisany już w 1996 roku, ale
dopiero dwa lata później został zarymowany na koncercie przez Fokusa.
Jak głosi legenda ten numer, był początkiem Paktofoniki. Trzeba przyznać, że
nieprzystające do ówczesnej hiphopowej rzeczywistości „Powierzchnie Tnące” były
czymś więcej niż zwykłą braggą. Oczywiście padały tak mistrzowskie
przechwałki i wszystkie klasyczne dla tego nurtu elementy, ale Fokus zrobił to
w tak fenomenalny sposób, że od premiery kawałka znaleźć jego godnego zastępcę
graniczy z cudem. Słuchając tego utworu, może zabraknąć tchu i to dosłownie, bo
przy odsłuchu trudno zliczyć nawarstwione rymy, wypluwane w tempie porównywalnym
do karabinu maszynowego. Co chyba zachwyca najbardziej to spójność w przekazie
i formie przy takim flow, którego nikt by się nie powstydził. Po premierze „Kinematografii”
było wiadomo, że tego zawodnika stać na bardzo dużo.
0 komentarze